Wydarzenia ostatnich
miesięcy w Kościele przyniosły wielu katolikom zakłopotanie, dezorientację i
niepokój. Wychowani i przyzwyczajeni do bezpiecznego zaufania papieżowi,
kardynałom, biskupom, patrzymy na rzeczywistość zdestabilizowaną, na rozdarcie
w sprawach najważniejszych, dotyczących wagi i ważności Sakramentu Eucharystii,
i sakramentu małżeństwa. Widzimy, że oto pomiędzy papieżem, grupą kardynałów i
biskupów z jednej strony, i innymi hierarchami po przeciwnej, toczy się
regularna wojna, taka sama, jaka toczy się w świecie. Terytorium spornym jest
nierozerwalność małżeństwa, natura i spójne pojmowanie rodziny, odniesienie do
dewiacji seksualnych. Niektórzy hierarchowie i księża chcą na przykład, by
związki par homoseksualnych błogosławić tak, jak błogosławi się małżeństwa. „Jakże
homoseksualiści mieliby się uważać za ukochane dzieci Boga, jeśli Kościół
katolicki nie chce im błogosławić w ich dążeniu do spełnionego partnerstwa?” –
pytają duchowni.
Te objawy, dążenie do
zmiany nauki Chrystusowej, ich powszechność,oraz to, że mają przyzwolenie ciche
lub wręcz czynne wielu duchownych i wiernych, nie są znakiem samego tylko
kryzysu moralnego. Oznaczają one coś znacznie poważniejszego: to mianowicie, że
w Kościele, pośród hierarchii, są ludzie pozbawieni wiary i zupełnie
zeświecczeni. Nie szukają woli Pana Boga, nie są Jego sługami. Utworzyli bożka,
którego czczą pochlebstwami wobec własnych pożądań i słabości, torowaniem im
drogi, pudrowaniem ich, odziewaniem w szaty, które każą obchodzic się z nimi z
delikatnością i szacunkiem. Wyrafinowana postać bałwochwalstwa.
Starożytna zasada lex
orandi-lex credendi-lex vivendi (jak się modlisz, tak wierzysz, jak wierzysz,
tak żyjesz) w sposób lapidarny określała pewną zasadniczą w życiu
każdego człowieka relację. Relację, która największy wpływ na jego wybory. Na
pierwszym miejscu jest modlitwa. Chodzi tu nie tylko o indywidualna modlitwę,
lecz także, a nawet najbardziej, o modlitwę wspólnotową i związany z nią kult
publiczny. To sposób odprawiania nabożeństw, zwłaszcza Msza św. i jej
liturgia, kształtuje naszą wiarę. Jeśli czynności liturgiczne są
podporządkowane chwale Bożego Majestatu, jeśli wyraźnie ukazują rzeczywistość,
do której się odnoszą, wówczas kształtują żywą wiarę, stale ją pobudzając i
nadając jej dynamizm. Rzeczywistością, która wyraża liturgia jest nic innego,
jak Ofiarowanie się Ojcu przez Syna, Jezusa Chrystusa, za nasze, wszystkich
ludzi grzechy. Taka właśnie ma być nasza wiara: ofiarna i zarazem paschalna,
dająca życie. Jeśli taka będzie, tak samo będzie ona kształtować nasze życie:
będziemy w codzienności walczyć, by być zdolnym do ofiarowania siebie, by w ten
sposób pokonać śmierć, która jest zapłatą za grzech.
Trudno dziś spotkać
taką wiarę i ukształtowane przez nią życie w społecznościach światowych. Są co
najwyżej nieliczne wspólnoty, kapłani, rodziny, które chcą żyć na wzór
Chrystusa. Wielkim dramatem jest to, że z faktu iż doktryna nie przekłada się
na wiarę, a wiara jest martwa, wyprowadza się wniosek, że doktrynę należy tak
przekształcić, tak zrestrukturyzować, by odpowiadała życiu, które jest
przeciwne wierze Chrystusowej. Uzasadnia się to względami duszpasterskimi –
wierni nie są w stanie żyć tak, chce Pan Bóg, zmieńmy zatem wolę Pana Boga i
powiedzmy im, że to nie On daje im szczęście i Życie, ale oni samym sobie.
Sytuacja dzisiejsza
jako żywo przypomina tę sprzed kilkudziesięciu lat. Na przełomie lat 60 i 70
dokonywano zmian w liturgii. Robiła to mała grupka „specjalistów” która
zręcznie omijała sprzeciwy pasterzy i liturgistów, wskazujących, że wprowadzane
zmiany zgaszą wiarę. Pisano „Krótkiej analiziekrytycznej Novus ordo Missae”, (czyli zreformowanego obrządku mszy):
„Nie wydaje się, by
argumenty natury duszpasterskiej, do których odwoływano się dla uzasadnienia
tak poważnego zerwania, były dostateczne, nawet jeśli uznać, że wolno je
przeciwstawiać argumentom doktrynalnym.
W Novus Ordo Missae pojawia się tyle nowości, zaś z drugiej
strony, tyle rzeczy odwiecznych zostaje zepchniętych na dalszy plan lub
przesuniętych na inne miejsce – jeśli zostało dla nich jeszcze jakieś miejsce –
że grozi to, iż pewna wątpliwość, która wkrada się, niestety, do niektórych
środowisk, wzmocni się i przerodzi w pewnik. Uważa się bowiem, że prawdy Wiary,
wyznawane od zawsze przez wierny lud, można zmieniać lub pomijać milczeniem i
nie będzie to zdradą świętego depozytu nauczania Kościoła, z którym wiara
katolicka związana jest na zawsze. Ostatnie reformy stanowią wystarczający
dowód na to, że nie da się wprowadzić nowych zmian w liturgii, nie powodując
kompletnej dezorientacji u wiernych, którzy wyraźnie okazują, że są im one
nieznośne i niezaprzeczalnie osłabiają ich wiarę. Przejawem tego wśród
najlepszej części duchowieństwa jest dręcząca rozterka sumienia, czego
niezliczone świadectwa napływają do nas codziennie”
Tam właśnie, w tamtej
reformie, która wprowadziła najpierw dezorientację, a potem wprost zmianę
kierunku dynamizku katolickiego, należy szukać jednej z istotnych przyczyn
współczesnego kryzysu.
Zdaje się, że dobrze
rozumie to Papież Benedykt XVI, który robił wiele, by przywrócić liturgii
należyty kształt, by naprawić deformację, której została w ostatnich
dziesięcioleciach poddana, co powtórzę raz jeszcze, leży u podstaw
współczesnego kryzysu doktrynalnego i moralnego. Nie da się rozmawiać o próbach
destrukcji katolickiej nauki moralnej bez wiązania ich z reorientacją życia
chrześcijańskiego, wprowadzoną przez zmiany w liturgii. Przez wprowadzone
zmiany straciła ona swój teocentryczny kierunek; siłą rzeczy nastąpiło też
przekierowanie życia milionów katolików.
Lex orandi-lex
credendi-lex vivendi. Jesteśmy w środku niepokojących
wydarzeń, w których nie sposób się nie zastanawiać: co leży u ich podstaw,
gdzie został popełniony błąd? Odkrycie, że życie wiernych zależy od tego, w
jaki sposób Kościół oddaje chwałę Stwórcy, na ile kapłani żyją duchem ofiary i
całopalenia, który jest kształtowany przez codziennie składaną Jedyną Ofiarę –
może dać nadzieję na powstrzymanie fali, któradotąd poczyniła ogromne
spustoszenie.
Centrum Kultury i
Tradycji od początki swego istnienia, już ponad trzy lata, nie ustaje w
wysiłkach, by ukazać wagę liturgii w życiu Kościoła. Dziękujemy, że tak wielu spośród
naszych Czytelników nas wspiera – modlitwą i hojnością. Wszyscy uczestniczymy w
wojnie, wiemy już o tym, że została ona wygrana i znamy jej wynik; ale
niektórzy żołnierze przegrają. Przegrają bo albo w ogóle rezygnują z walki, nie
sięgają po złożone w zbrojowni Kościoła różne rodzaje orężai do prowadzenia
zwycięskiej walki. Mało tego, często zuchwale wchodzą na teren przeciwnika -
nieuzbrojeni. Rezygnują z Miłości i mocy do walki, jaką Chrystus nam daje przez
swe sakramenty, liturgię, pobożnościowe praktyki, tak często dziś lekceważone i
deprecjonowane. Kto w Kościele nie prowadzi walki - idzie do piekła. Kogo nie
ogarnia duch rezygnacji i walczy pod sztandarem Chrystusa – idzie do Nieba.
Arkadiusz Robaczewski
(fragment artykułu
wprowadzającego do najnowszegonumeru Nova et Vetera. Czasopismo można zamawiać tutaj: http://wieden1683.pl/static/nova-et-vetera/