sobota, 9 listopada 2019

Królowa Saby na dworze Salomona: liturgiczna nuda i ekstaza


Działanie rytualne jest nieodłącznie nie-spontaniczne, nie-oryginalne, i nie-improwizowane. Im ktoś bardziej perfekcyjnie wykonuje rytuał, tym mniej jest w nim obecne kreatywne ja tego kogoś, i tym bardziej jest taka osoba włączona w znacznie większe misterium.

Nawet poganie rozumieli to w swoich tajemniczych obrzędach, poprzez które osoba miała być wciągnięta w domenę bóstw i miała uczestniczyć w ich działaniach. Czciciel przyjmował tożsamość innego i przez moment tracił siebie z oczu. Jest to "ekstaza", o której czytamy tak dużo u starożytnych pisarzy: stanie "na zewnątrz siebie" (ek-stasis), wychodzenie z codziennego świata i umysłu, by być wciągniętym w coś pierwotnego, archetypicznego, boskiego.


W odniesieniu do Novus Ordo, kiedy studiowałem opasłe tomy spisane przez jej architektów i zwolenników, zauważyłem, że: może ona wyglądać dobrze na papierze, może mieć uzasadnienie, o którym można się elokwentnie wypowiadać, ale jakoś nigdy nie działa w praktyce. Tam ma ona tendencje do wyglądania niezdarnie, pospolicie, jest ograniczona w zakresie ekspresji i robiącej wrażenie mocy. Ze względu na swoją linearną, modułową konstrukcję, sugeruje agendę z szeregiem zadań i można wybaczyć większości jej uczestników ich pragnienie zobaczenia wypełnienia tej agendy jak najszybciej.

W przeciwieństwie do niej, tradycyjna liturgia Rzymska często na papierze wygląda na niejasną, skomplikowaną, dziwnie uporządkowaną, ale w praktyce zawsze działa. Płynie porywając wszystkich przed sobą. Ruchy osób w sanktuarium są opisane i skoordynowane, jest w tym organiczna pełnia i płynność podobna do gładkości skał muskanych przez wodę przez tysiące lat. Osoby zaangażowane są tak pochłonięte "biznesem Ojca", że łatwo jest naszej uwadze dać się zaabsorbować przez to co robią nawet, kiedy tego nie rozumiemy. Ryt przekazuje tak silne poczucie czegoś niezwykle ważnego i doniosłego, że ma moc zmuszenia nas do chęci lepszego jego zrozumienia.

Przypomina mi się tutaj różnica pomiędzy dramatem scenicznym a "dramatem gabinetowym". Jeden jest opowieścią, która ma być zagrana przed publicznością, drugi ma być czytany w komforcie odosobnienia we własnym gabinecie. Sztuka Szekspira będąc znacznie bardziej skomplikowaną pod względem liczby postaci i drugoplanowych akcji niż Faust Goethego, świetnie się prezentuje na scenie, podczas gdy dzieło Goethego ze stosunkowo prostą akcją, nie jest nawet w przybliżeniu tak efektywne dramatycznie. Jedno jest perfekcyjne artystycznie, drugie to konstrukcja intelektualna. 
To jest jak porównywanie tańca ludowego z twierdzeniem matematycznym.

Nowa Msza, chociaż jest "łatwiejsza" i "bardziej przystępna" - doprawdy, dokładnie ponieważ taka właśnie jest - z czasem może się znużyć; ma niewiele sekretów i ochoczo je podaje. Ze starą Mszą jest przeciwnie: im dłużej chodzi się na nią, tym więcej się w niej odkrywa rzeczy cennych i nigdy nie dochodzi się do wyczerpania jej sekretów. Wiele komentarzy do umiłowanych rytów Kościoła Rzymskiego (Guéranger, Schuster, Parsch, Gihr, Zundel, Vandeur…) zawiera niewyczerpane bogactwo spostrzeżeń, konkretnych detali, których się wcześniej nie zauważało, wskazywania uzasadnień dla jakiegoś tekstu, rytuału czy śpiewu, którego się nie pojmowało.

Lubię myśleć o królowej Saby jak o metaforze

"Kiedy królowa Saby ujrzała całą mądrość Salomona oraz pałac, który zbudował, i potrawy na jego stole, pomieszczenia jego dworu, różne rangi jego sług, jego szaty, jego podczaszych, jego całopalenia, które składał w świątyni Pana, wpadła w zachwyt i rzekła do króla: Prawdziwe się okazały opowieści, które słyszałam w moim kraju dotyczące twoich słów i twojej mądrości. 
Nie wierzyłam temu, co mówiono, dopóki nie przybyłam i nie ujrzałam na własne oczy, że nawet połowy mi nie powiedziano: twoja mądrość i twoje dzieła znacznie przewyższają pogłoski, które słyszałam. Szczęśliwi twoi mężowie i twoi słudzy, którzy zawsze stoją przed tobą i słyszą twoją mądrość" (1Kr 10:4-8)

Co się przytrafiło królowej na dworze królewskim, kiedy wykrzykuje: "nawet połowy tego mi nie powiedziano!", jest przeciwieństwem doświadczenia osoby, która słyszy lub czyta o wierze katolików w to, czym jest Msza i Święta Eucharystia - że jest to nadzwyczajna ofiara, która zbawia rodzaj ludzki, nasz ziemski udział w niebiańskiej liturgii, i tak dalej - a potem idzie i weryfikuje jak to  wygląda:"To nie jest nawet w połowie tak dobre jak to, co o tym pisano lub sobie wyobrażałam." Ale gdyby ta sama osoba natrafiła na uroczystą Mszę w klasycznym rycie rzymskim, jej reakcja byłaby dokładnie taka jak królowej Saby: "Tylko w oparciu o to słyszałam czy czytałam nie mogłabym sobie wyobrazić tak wielkiego splendoru!"

Powodem tych przeciwstawnych reakcji jest po prostu to: stary ryt jest czymś znacznie większym niż słowa, z których jest ułożony - jest wysycony ceremoniami, gestami, postawami, kadzidłem, muzyką - podczas gdy nowa liturgia jest ukierunkowana na i zajęta słowami i działaniem wspólnotowym, nawet jeśli dodano jej niektóre z tych "tradycyjnych elementów". Dlatego też nie może napełnić nas 
cudownością i zdumieniem, ponieważ w dzisiejszych czasach jesteśmy nasyceni słowami ("mowa jest tania"), a sposób podawania nam słów podczas nowej Mszy - prawie zawsze mówionej i prawie zawsze w naszym kierunku - jest jak najbardziej zwyczajnym, prozaicznym, świeckim sposobem komunikacji.[1] W takich okolicznościach nie będzie ekstazy jak ta królowej Saby.

Kiedy wszystko jest widzialne, niczego się nie widzi. Kiedy wszystko jest słyszalne,  niczego się nie słyszy.

Stary ryt zawsze przekracza swój opis na papierze, podczas gdy nowy ryt nigdy nie dopełnia swojego opisu. W rytach Pawła VI, zwiastun jest lepszy od filmu, reklama lepsza od produktu. W rytach tradycyjnych, którym nie można właściwie przypisać imienia jednego papieża (nawet rytu Piusa V), całość jest wspanialsza od sumy części, moc oddziaływania całości przewyższa siłę części składowych, doświadczenie wykracza poza rozumowanie i wyobraźnię. Zawsze jest coś co umyka naszej uwadze, rozumieniu, naszej ludzkiej zdolności pojmowania. To nie my oceniamy ryt, ponieważ to nie nasz wiek go stworzył, to my jesteśmy przez niego oceniani i nigdy do niego nie dorastamy.

Jak wszystkie projekty modernistyczne, zreformowana liturgia zawsze brzmi lepiej, kiedy jest opisywana przez swoich zwolenników, niż rzeczywiście wychodzi, kiedy jest realizowana przez swoich wykonawców. Zauważa się to także we  współczesnej architekturze: plany mogą wyglądać dobrze, ale rezultaty zawsze rozczarowują. Przeciwieństwem jest architektura gotycka: plany średniowiecznych architektów wyglądają jak dziwne gryzmoły w porównaniu z tworzonymi na ich podstawie wspaniałymi konstrukcjami wykonanymi w kamieniu i szkle. Albo modernistyczna poezja, która sama w sobie nigdy nie jest tak satysfakcjonująca jak rozległe filozoficzne komentarze pisane do niej - co wskazuje na fiasko sztuki, jeśli nie na fiasko myśli.

Podobnie, Novus Ordo była konstruowana przez najlepszy zespół wysoko uwierzytelnionych specjalistów, bardzo wiele mówiących o swoich ideałach, ale gotowy produkt jest taki, jakiego można się spodziewać po okresie znanym z braku teologicznej wzniosłości czy ascetycznej świetności.Tak jak powiedział Dietrich von Hildebrand: "Żyjemy w świecie bez poezji, a to oznacza, że powinno się podchodzić do skarbów przekazanych przez bardziej pomyślne czasy z dwukrotnie większym szacunkiem,a nie z iluzją, że sami możemy to zrobić lepiej."[2]

Jak mówi Martin Mosebach, nie znamy imion świętych, którzy "napisali" starą liturgię, za wyjątkiem kilku hymnografów. Wiemy natomiast dokładnie kto sklecił nową - lista za listą ekspertów odnotowanych przez Bugnini'ego w jego dużej, grubej książce Reforma Liturgii 1948-1975. Ten kontrast wskazuje na istotną różnicę. Stare ryty są czymś anonimowym, co otrzymujemy od tylu wieków, od ilu Kościół oferuje zbiorowe oddawanie czci Bogu. Nowe ryty są wynikiem pracy jakiegoś komitetu, narzucone nam z góry jednym pociągnięciem pióra. Pierwsze to wspólnotowe dzieło sztuki, drugie to wytwór epoki uwięziony w założeniach szalonego i przestarzałego ruchu.

Człowiek został stworzony do ekstazy - nie seksualnej, atletycznej, ascetycznej, lub wywołanej narkotykami, ale do ekstazy wiary, miłości, szczęśliwości w jedności z Bogiem na zawsze. Prawdziwie tradycyjna liturgia Kościoła, sprawowana z zaangażowaniem wszystkich środków, jakimi obdarzyła nas Boska Opatrzność, karmi taką wiarę, rozpala taką miłość i daje nam nieustannie przedsmak niebiańskiego spełnienia.

Peter Kwasniewski
1.04.2019
Żródło: New Liturgical Movement
Tłumaczenie: Gabriela Grobelna

Przypisy:
[1] W celu uzyskania dalszego wyjaśnienia, zobacz moje artykuły: “Why We Sing Liturgical Texts”; “Death by Dullness: Prioritizing Speech over Silence and Song”; “How the Liturgy May Open or Close the Door to Christ”; “Twelve Reasons Not to Prefer the Novus Ordo: A Reply to Fr. Longenecker,” point 1.
[2] "Spustoszona winnica"